W ramach kolejnej odsłony projektu historycznego Powstanie Styczniowe 1863-2013 pragniemy zaprezentować informacje o filmach, które ukazują wydarzenia powstańcze. Tym razem wybraliśmy trzy produkcje polskie: Wierną rzekę, Szwadron i Nad Niemnem. Zachęcamy do poznawania informacji na temat tych obrazów, bo zbliża się również termin konkursu, dotyczącego powstania. Zostanie on przeprowadzony w poniedziałek 15 kwietnia (spóźnionych, ale zainteresowanych udziałem w konkursie namawiamy do zgłaszania się u p. Piotra Grelowskiego lub p. Adama Grelowskiego).
Materiały, które umieszczono na tablicach na wysokim parterze szkoły wykonały uczennice klasy 1e: Ola Karolińska, Weronika Grabowska i Magdalena Sadowska.
Na ostatnie działania, które będą związane z naszym projektem, zapraszamy jeszcze w kwietniu. Wtedy w szkolnej auli dokonamy podsumowania działań w programie słowno-muzycznym.
organizatorzy
SZWADRON
Akcja filmu rozgrywa się w roku 1863 na ziemiach zaboru rosyjskiego. Bohaterem „Szwadronu” jest pochodzący ze szlacheckiej rosyjskiej rodziny młody baron Fiodor Jeremin. Wstępuje on na ochotnika do szwadronu dragonów – chce zaimponować dziewczynie, w której zakochał się bez wzajemności. W Polsce wybucha powstanie.
Jeremin zgłasza się do oddziału wysłanego do jego stłumienia. Wydaje mu się, że Polacy pokonani zostaną z łatwością, a on bez większego wysiłku zdobędzie stopień oficerski, ordery, łupy i sławę bohatera. W szwadronie służy również rotmistrz Dobrowolski, Polak. Właśnie on wyróżnia się największym okrucieństwem wobec miejscowej ludności. Patrol rosyjski chwyta młodego Żyda, Symchę. Dobrowolski, przekonany, że Symcha jest powstańczym łącznikiem, każe go powiesić mimo protestów innych oficerów. Jeremin głęboko przeżywa egzekucję. Widzi brutalność Kozaków pacyfikujących wsie i zaczyna współczuć walczącym Polakom. Ze szwadronu dezerterują dwaj szeregowcy: Jemieljanow i Niczyporczuk. Jeremin martwi się losem Niczyporczuka, który w jednej z potyczek uratował mu życie. Spostrzega w wiejskiej karczmie polską szlachciankę i urzeczony jej urodą pragnie ją poznać. Tymczasem Rosjanom udaje się aresztować pułkownika Markowskiego. Ten legendarny żołnierz powstania jest dla nich bezcenny. Współpracujący z Rosjanami rządca Petersigle zaprasza oficerów szwadronu na obiad. Emilia Petersigle, jego córka, jest dziewczyną, którą Jeremin zachwycił się w karczmie, lecz ona traktuje go jak wroga, gdyż całym sercem opowiada się po stronie powstańców. Nocą aresztowany pułkownik popełnia samobójstwo. Niczyporczuk wpada w ręce Rosjan. Za dezercję zostaje skazany na karę dwóch tysięcy pałek. W czasie egzekucji umiera. Szwadron Jeremina oddala się z wioski w ulewnym deszczu.
Tomasz Stelmach
Juliusz Machulski – twórcą eposu bohaterskiego i patriotycznego ?
[...] Dziś odwiedzimy naszego wschodniego słowiańskiego sąsiada (choć w wersji starocerkiewno–imperialnej dokładnie XIX w.) Bowiem Rosja carska i jej sołdaty to modus vivendi, najlepszego w mojej ocenie, filmu Juliusza Machulskiego (oczywiście nie licząc jego „koronnych” dzieł komediowych), – mowa tu oczywiście o filmie „Szwadron” (prod. AD 1992). Wybitny polski aktor Janusz Gajos na festiwalu filmowym w Gdyni dostał nagrodę za role drugoplanową w tym obrazie (rotmistrz Dobrowolski).Sam reżyser nagrodę Prezydenta Gdyni. Akcja filmu toczy się podczas tłumienia Powstania Styczniowego w 1863/4 r. W momencie gdy zobaczyłem ten film po raz pierwszy, pomyślałem ze scenariusz jest na tyle dobry ze nie spłodził go na pewno żaden lewak tylko „porządny Bogo-ojczyźniany” patriota pierwszej próby. Nie myliłem się, gdyż za pierwowzór scenariusza posłużyły dwa opowiadania – niedocenianego do dziś pisarza Stanisława Rembeka – (pt. „Przekazana sztafeta”, i „Igła wojewody”). Zatrzymajmy się na moment przy Stanisławie Rembeku (ur. w 1901r. zm. 1985 r.) Mimo że rodzina miała korzenie Alzackie (przodkowie jego przybyli do Polski z wojskami Napoleona) był do końca swych dni niepokornym i niezłomnym polskim patriotą. Twórca takich batalistycznych arcydzieł jak : „W polu” czy też „Nagan” był chronologicznie rzecz ujmując, po pierwsze, : w wieku 18 lat, ochotnikiem w wojnie Polsko-Bolszewickiej a jego największym wyczynem z tej kampanii bojowej było zdarzenie z jesieni 1920 r. Kiedy to w miasteczku Sokal miał za zadanie zaskoczyć ostrzałem kwaterującego tam nieprzyjaciela. Dał sygnał do natarcia strzałem w znajdującą się przy wieży kościoła zagrodę, gdzie stacjonował sztab wroga. Zaskoczeni kanonadą Sowieci wzięli nogi za pas. Gdy oglądał później dom, który poważnie uszkodził pocisk z jego działa, okazało się, że przy suto zastawionym stole śniadali Siemion Budionny z Józefem Stalinem. Do końca życia nie mógł przeboleć, iż nie był wówczas dostatecznie precyzyjny” opowiada Karol Stępniewski zięć pisarza.Po demobilizacji w czasie całego dwudziestolecia międzywojennego już nie zajmował się wojaczką lecz pisarstwem, nadto uczył historii i języka polskiego w piotrkowskich i radomskich gimnazjach. …( Szkoda że dziś nie mamy takich nauczycieli, myślę że w jego klasie gimnazjalnej nie było by problemów wychowawczych…) W 1922 r. wydaje powieść „Nagan”, która przez K. Irzykowskiego była oceniana jako pisarstwo na miarę co najmniej E. Hemingway`a. Za honorarium z tej książki, która miała być już wtedy ekranizowana (co nie doszło do skutku) odbył kilkumiesięczna podróż od Afryki… Potem po 10 latach wydaje „W polu” za, którą dostaje dwie nagrody. Potem lato 1939 na polskiej wówczas Litwie i okupacja, która przerwała mu karierę pisarską. Wojnę spędził w Milanówku. Ciekawym epizodem świadczącym o jego niezłomnej postawie była odmowa pracy dla komunistów, którzy chcieli go zrobić jeszcze w 1945 r. korespondentem wojennym. Pokłosiem pisarskim wojny jest tez powieść „Wyrok na Franciszka Kłosa” historia granatowego policjanta wysługującego się Niemcom, którego zastrzelono wyrokiem Polskiego Państwa Podziemnego. Entuzjastyczna recenzję tej książki napisał w „Tygodniku Powszechnym” Stefan Kisielewski. W dalszych latach komuny był na garnuszku żony, a potem pomógł mu Bolesław Piasecki wówczas szef PAX-u. Jednakże w porównaniu z innymi „tuzami” literackimi PRL-u nie był dopieszczany przez ZLP i tym podobne instytucje. W 1967 roku już wtedy emigrant, L. Tyrmand pisał w paryskiej „Kulturze” : „Któż dziś wie cokolwiek o Stanisławie Rembeku ? Nikt. Wie się o Andrzejewskim, Rudnickim, Brandysie ..bo swoi. Bo mieszczą się w raz na zawsze ustalonych hierarchiach mimo wszystkich odchyleń, dewiacji i zgrzytów rodzinnych. Bo pili razem stalinowskie pomyje dławiąc się i krztusząc, a potem plując i brzydząc na samych siebie.”Wracając do „antycarskiego” SZWADRONU i „udziału w nim” Rembeka. Cisza wokół pisarza przerywa się w 1981 r. za sprawą mistrza J.Machulskiego. Reżyser ten wtedy startujący do wielkiej kariery, marzy o ekranizacji „Ballady o wzgardliwym powstańcu i dwóch gawęd styczniowych”. Eksplozja „Solidarności” zadaje się umożliwiać realizację dramatu pokazującego z jednej strony brutalną pacyfikację powstania Styczniowego przez Rosjan, z drugiej nikczemność chłopstwa, skuszonego przez zaborcę mglistą obietnicę uwłaszczenia, z trzeciej zdradę. Nie bez podstaw książkowy/filmowy rotmistrz renegat nosi nazwisko Dobrowolski. W ten sposób autor zemścił się na dawnym przyjacielu Stanisławie Ryszardzie Dobrowolskim, który po wojnie poszedł na współprace z czerwonymi. Zdjęcia miały się rozpocząć wczesną wiosną 1982 r. Wcześniej jednak był 13 grudnia 81 r. Film Machulskiego Powstaje więc 10 lat później. Przeszedł jednak bez echa. „Widzowie szukają dziś w kinie przede wszystkim rozrywki i oddechu po wyczerpującej, codziennej gonitwie za pieniądzem. Nie mają sił ani ochoty na refleksję, czy myślenie o rzeczach tak przygnębiających, jak narodowa tragedia” – zauważył po premierze w 1992 r. w „Rzepie” Krzysztof Mętrak. Zapewne dlatego też nie doszła do skutku filmowa adaptacja „Nagana”, którego scenariusz opracowywał Maciej Karpiński. Tymczasem schorowany bohater wojny 1920 r. Rembek (po kilku wylewach) występuje z PAX-u, protestując przeciwko usunięciu prezesa Ryszarda Reiffa, jedynego członka Rady Państwa głosującego przeciw wprowadzeniu stanu wojennego. Stanisław Rembek Zmarł w 1985 r. Dobry scenariusz plus dobra reżyseria = film „Szwadron”. Tym z Was, którzy go jeszcze nie widzieli serdecznie polecam, choćby przez pamięć dla tych 30 tysięcy Powstańców, którym się przyszło zmagać z 300 tys. „sołdatów” rosyjskich w nierównej acz bohaterskiej walce, która podtrzymała nadzieje o niepodległości aż do I wojny światowej. A artystycznie film ten w mojej ocenie, ma poziom podobny co najmniej do „Patrioty” z M. Gibsonem w roli głównej, jeśli dla kogoś jest to dobra rekomendacja, to zachęcam.
Gdynia 2012: Druga szarża Szwadronu
W sekcji Czysta klasyka pokazano 10 maja podczas 37.Gdynia Film Festival rekonstrukcję cyfrową „Szwadronu” Juliusza Machulskiego. Dwadzieścia lat temu ten dramat historyczny o powstaniu styczniowym został odrzucony przez publiczność i większość krytyki. Z nieprzychylnym przyjęciem spotkał się wtedy też na festiwalu w Gdyni. Teraz „Szwadron” nagrodzono gromkimi brawami, w czym zasługa nie tylko odświeżonego obrazu i dźwięku. Sam film też okazał się świetny.
- Już myślałem, że Studio Filmowe Zebra, w którym powstał „Szwadron”, będzie ostatnią ofiarą powstania styczniowego – żartował Juliusz Machulski przed pokazem rekonstrukcji filmu. Reżyserowi towarzyszył autor zdjęć do filmu, Witold Adamek.
Faktycznie, kosztująca około miliona dolarów, co u progu lat 90. poprzedniego wieku było dla kinematografii polskiej sumą zawrotną, epicka, widowiskowa adaptacja dwóch opowiadań Stanisława Rembeka – „Przekazana sztafeta” i „Igła wojewody” – sprowadziła na Zebrę poważne kłopoty finansowe. – Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, mimo to miałem wtedy wrażenie, że chciano utrzeć nosa Studiu – mówi dziś reżyser „Szwadronu”.
Wyboista droga do celu
Zanim zaczęły się kłopoty tego filmu, przebył on długą drogę do realizacji. Machulski myślał o nim już w 1977 roku, ale w PRL odtworzenie kamerą brutalności carskich wojsk rosyjskich nie wchodziło w grę. Władza żywiła obawy, że publiczność będzie uważać te wojska za metaforę armii radzieckiej. Półtoraroczny okres „Karnawału Solidarności” okazał się za krótki na powstanie superprodukcji. Projekt można było wreszcie zrealizować dopiero po czerwcu 1989 roku. Wtedy jednak znowu zaczęto powątpiewać w jego sens: po co wydawać miliony złotych na film o obecności wojsk rosyjskich w naszym kraju w przeszłości, skoro te, z którymi jakoby publiczność wciąż będzie je kojarzyć – sowieckie – właśnie z Polski wymaszerowały.
W końcu produkcja „Szwadronu” ruszyła. – Od strony realizacyjnej był to najtrudniejszy film w mojej karierze – powiedział przed projekcją Machulski. – Zdjęcia, wliczając przerzuty ekipy, trwały czternaście tygodni. Zaczęliśmy je w lutym, w którym jak na złość nie padał śnieg, co wywołało niepokój, że z odtworzenia powstania styczniowego w naszym filmie niewiele wyjdzie.
Byliśmy też w dużej mierze uzależnieni od koni. Zdarzało się, że kiedy chcieliśmy robić ujęcie, konie musiały akurat zjeść – wspominał reżyser. – Niemal cały film nakręciliśmy jedną kamerą, tylko przez dwa dni mieliśmy do dyspozycji drugą kamerę i Steadycam – dodał Witold Adamek, podkreślając też, że w „Szwadronie” nie ma komputerowych efektów wizualnych.
Dramat na planie i na festiwalu
I tak już duże koszty produkcji filmu powiększył wypadek, który zdarzył się na planie: supernowoczesna kamera Panaflex marki Panavision, sprowadzona z Francji spadła z kranu, powodując czterodniowy przestój w zdjęciach. Ucierpiał też sam Witold Adamek, ale mimo kontuzji dzielnie kontynuował pracę. – Nikt z ówczesnych decydentów naszej kinematografii nie podjął wtedy decyzji o wsparciu nas finansowo – żalił przed cyfrową projekcją „Szwadronu” Machulski. – Może łatwiej byłoby ich przekonać, gdyby „Szwadron” został lepiej przyjęty na festiwalu w Gdyni. Głównie dzięki poparciu, jakiego udzielili filmowi ksiądz Józef Tischner i Adam Michnik, otrzymał nagrodę za rolę męską dla Janusza Gajosa i Nagrodę Prezydenta Miasta Gdyni. Wydawało mi się, że zasłużył na więcej – skarżył się reżyser. Zapamiętał, że spośród krytyków jedynie Krzysztof Mętrak i Zdzisław Pietrasik napisali pozytywne recenzje. Uważa, że nasza krytyka i publiczność chyba nie była dostatecznie przygotowana na poważny film reżysera, który wcześniej realizował komedie. Po festiwalu przemontował film – rekonstrukcji cyfrowej została poddana ta druga, poprawiona wersja.
Łyk optymizmu
Były też i jasne strony. – Robiąc filmy, przywiązuję wielką wagę do szczegółów – mówił Machulski. – Dla mnie przy realizacji „Szwadronu” nie było obojętne, w jakie mundury ubrani są żołnierze, jak noszą szable itp. Tu z ogromną pomocą pospieszyła mi rosyjska ekipa filmu, która dysponowała odpowiednimi mundurami i rekwizytami, znała realia epoki. Skutek był taki, że przynajmniej historycy, którzy konsultowali „Szwadron”, uznali go za najlepszy film o powstaniu styczniowym. Był wśród nich profesor Stefan Kieniewicz; nie dożył premiery filmu, ale scenariusz mu się podobał” – powiedział z satysfakcją w głosie reżyser.
Specjalnie dla serwisu Portalfilmowy.pl dodał: – Wytypowaliśmy szereg filmów Zebry do zrekonstruowania cyfrowego. Znalazł się wśród nich „Szwadron”, ale to nie ja zdecydowałem, żeby jego nową wersję zrobić właśnie teraz. Cieszy mnie jednak, że powstała, bo obejrzałem ten film niedawno i jestem z niego dumny.
„Szwadron” jak „Wrota niebios”?
Juliusz Machulski może mieć powody do dumy. Burzliwe dzieje „Szwadronu” przypominają podobną historię „Wrót niebios” Michaela Cimino. Bardzo drogi western twórcy „Łowcy jeleni” poniósł klęskę finansową, ale po kilku latach został słusznie uznany za arcydzieło.
Dzisiaj „Szwadron” zapewne na aż tak wysoką ocenę nie zasługuje, niemniej czas zadziałał na korzyść filmu. Okrutny, naturalistyczny obraz wojny, jaką było powstanie styczniowe, wywiera silne wrażenie, mimo wciąż dostrzegalnych szwów dramaturgicznych. Nadal broni się sugestywna kreacja Gajosa w roli carskiego oficera-Polaka (ukazanie w filmie takich „zaplątanych” historycznych relacji polsko-rosyjskich przed dwudziestoma laty też mogło szokować). Chłodno wówczas przyjęte aktorstwo Radosława Pazury w głównej roli – młodego rosyjskiego dragona, który przeciwstawia się terrorowi rozpętanemu przez swoich dowódców i zakochuje się w polskiej szlachciance – zyskało po dwóch dekadach na wartości.
Szerokoekranowe zdjęcia Adamka od początku były znakomite, a teraz, na nośniku cyfrowym, nabrały jeszcze większej plastyczności, dzięki czemu widzowie mają chwilami wrażenie, że znajdują się w centrum akcji.
Witold Adamek i operator dźwięku pierwotnej wersji „Szwadronu” Nikodem Wołk-Łaniewski nadzorowali rekonstrukcję cyfrową filmu od strony artystycznej. Warto dodać, że jest to pierwsza rekonstrukcja powstała w ramach projektu KinoRP z dźwiękiem stereofonicznym (Dolby), gdyż takowy był już w oryginale. Rekonstrukcję obrazu przeprowadziło Studio Orka, dźwięku – ProSoundStudio.
A film (Wierna rzeka) był nagrywany w małej miejscowości, w której mieszkam.....
Zapewne nikt z was nie wie, gdzie znajduje się Dąbrowa nad Czarną a właśnie tam nagrano ten przepiękny obraz, sam dworek znajduję się na Dębowej Górze- to też wieś. Natomiast rzekę Łośnę "grała" Czarna... W Dąbrowie nagrano wiele innych filmów, choćby "Janka","Urwisy z doliny młynów","Ucieczka z miejsc ukochanych","Requiem"... Może niektóre z tych obrazów widzieliście,może nie,tak czy owak zachęcam wszystkich do przyjechania nad "krainę dębów":-) W końcu wspieramy swoje małe ojczyzny no nie,he,he:-)Pozdrawiam!
Plenery: Pilica w okolicach Sulejowa, rzeka Czarna w okolicach wsi Dobra pod Sulejowem, wieś Dobra, wieś Talar pod Pabianicami.
-
"Wierna rzeka", to jedna z najlepszych ekranizacji polskiej literatury. Film oddaje właściwie wszystko to, co zostało przedstawione w książce. Jest niezwykle przejmujący, i rzeczywisty. Ukazuje dramat powstaniowej rzeczywistości. Małgorzata Pieczyńska, i Olgierd Łukaszewicz tworzą piękną parę aktorską. Dzieło to podobało mi się tak bardzo, że zachęciło mnie do lektury Stefana Żeromskiego. Jak widać film może nakłonić do czytania. Warto dodać, że ze względu na cenzurę produkcja ta kilka lat przeleżała na półce.
-
Mnie również pierwszy raz w życiu film zachęcił do sięgnięcia po książkę, szkoda tylko ze jakość obrazu tak mizerna...
-
Przyłączam się do waszej paczki...Świetny film, o ważnych sprawach powstania styczniowego ... jedyna rzecz, która mnie zdziwiła to, że ci Rosjanie... inteligentni?, a nawet wrażliwi...???, ale chyba Stefan Żeromski nie miał wyjścia, chcąc wpleść w tą tragiczną z gruntu historię wątek miłosny (odrobinę dramaturgii).
-
Naprawdę świetny film-warty polecenia szkoda tylko,ż e nieczęsto go pokazują w tv. Film jest bardzo wzruszający i pokazuje życie powstańców- moim zdanie obowiązkowa pozycja dla każdego Polaka-heh złudne marzenie moje.
-
Film genialny. Jak już uzgodniliśmy nową obsadę "Nad Niemnem", to co powiesz na Laurę Samojłowicz w roli panny Salomei i Pawła Deląga jako księcia Odrowąża:)?
-
Znowu się spotykamy :) Tak, film jest świetny. Widziałem go kilka razy. Nowa obsada brzmi interesująco, ale wątpię, czy wspomniana para zgodziłaby się na pracę w spartańskich warunkach ;).
-
A ja się nie zgadzam. Naprawdę bardzo lubię i szanuję Olgierda Łukaszewicza, pozostałym też nic nie mam do zarzucenia... ale scenariusz?! O co chodzi? Pan Chmielewski chyba książkę czytał 20 lat przed tym jak postanowił zabrać się za film. Niepotrzebne zmienianie, przekształcanie i deformowanie treści z czego chyba najbardziej męczącymi są Salcia od samego początku klejąca się do Odrowąża, Odrowąż z kolei co chwilę wybiegający z dworku, co chwilę już lecący w las... do tego w bez porównania lepszej kondycji niż książkowy. No i wreszcie zakończenie. Kiepskie, zmienione, strasznie nagłe. I ta "młoda" matka...Szkoda, bo klimat jest przejmujący i zbliżony do książki. Aktorzy dobrze dobrani. Książka jednak zdecydowanie lepsza, uczucia lepiej pokazane, rozwiązanie bardziej ma ręce i nogi.
Do tego w film jak dla mnie pokazuje dokładnie to, o czym matka Józefa mówi w książce jako o " amorach rannego i pielęgniarki" czyli to, czym według niej NIE SĄ uczucia młodych. Coś gdzieś poszło nie tak. -
Nareszcie obejrzałam jakiś polski film, który opisuje wydarzenia historyczne bez nadmiernego patetyzmu i (na szczęście!) bez silenia się na przesłodzone, rustykalne widoczki z uroczym dworkiem szlacheckim w tle. W końcu nasza historia to nie tandetny obraz olejny z wiejskiego jarmarku tylko gra światłocieni na miarę XVII wiecznych flamandzkich mistrzów. W każdym razie takie jest moje zdanie i dlatego nie przepadam za filmem "Nad Niemnem", a twierdzenie, że "Wierna Rzeka" to "Nad Niemnem 1/2" uważam za krzywdzące dla tego pierwszego filmu. Cieszę się jednak, że ktoś jeszcze docenił reżyserię Chmielewskiego, bo sądząc po ilości osób wypowiadających się na forum można by pomyśleć, że nad filmem zawisło jakieś fatum :) Pozdrawiam!
Nad Niemnem - film cudowny
-
Miło słyszeć, że ktoś w tych czasach dostrzega klimat XIX wieku... ,, Nawet miłość to była wtedy miłość '' dobrze powiedziane... ;) I dlatego warto oglądać takie filmy, by dowiedzieć się co kiedyś znaczyły słowa ,, kocham Cię '' Kiedy jeszcze miało to jakoś wartość.. A dziś sprowadzane jest do zdania typu ,,kochanie podaj mi piwo''.. Obraz dzisiejszej rzeczywistości.. Tylko w takiej literaturze i filmach możemy zobaczyć język ukrytych gdzieś miedzy wierszami drobnych przejawów naszych myśli.. Nie tak bezpośredni, a nawet wulgarny w rozmowach jak obecnie... I to przemawiało właśnie za magią tamtych czasów, dla których warto czytać choćby lektury i oglądać stare polskie filmy oddające genialnie obyczaje doby romantyzmu, czy pozytywizmu.
-
Harlequin? Raczej brutalna prawda-radzę przeczytać w książce fragment wypowiedzi Kirłowej mówiącej o tym, że dla dziewcząt takich, jak Justyna, małżeństwo z ubogim szlachcicem było lepszym wyjściem, niż sianie rutki i czekanie na księcia z bajki...takowy welinowy kawaler Justynce się przytrafił, jednakowoż sprawiła to opatrzność i święty Antoni-cytując panią Emilię Korczyńską...o miłości ze strony pana Różyca mowy nie ma.. a ta pogarda ze strony ewentualnej jego rodziny, ciotki księżny...rany. W ogóle problem położenia kobiet u schyłku XIX w. Orzeszkowa poruszyła jeszcze dogłębniej w powieści Pamiętnik Wacławy- co zrobić miały takie kobiety, niby wykształcone, a nic nie umiejące, niby o wysokiej pozycji społecznej, a nic nie posiadające, żyjące na łasce bogatych krewnych...to i tak dobrze, a ile z nich- w rzeczywistości trafiało na ulicę? Nie każda rzucała się pod koła powozu konnego, jak bohaterka "Marty"...Bardzo lubię to sielankowe zakończenie Nad Niemnem, właśnie dlatego- że SZCZĘŚLIWE! No, a co do obsady -rewelacyjna. Pomijam już Marjańskiego- idealny, zresztą rola do zbyt skomplikowanych akurat nie należała, ale bardzo fajnie fizycznie pasuje-kto książkę czytał, to wie, za to cała reszta aktorów dobrana w 100 %, i ten subtelny humor, te teksty i docinki, dodam tyle, iż na studiach czasem dyskutowało się o polskich serialach i ten należał do naprawdę ulubionych i najmniej krytykowanych, a Anzelm Bohatyrowicz ze swoimi tekstami był jednym z ulubionych bohaterów. Pozdrawiam serdecznie wszystkich dyskutantów, miło, jak ludzie się wymieniają uwagami, a nie obrażają siebie nawzajem:)
-
Nie napisałam, że Orzeszkowa w książce idealizuje wszystkie dziedziny tamtego życia. Pisałam o filmie i tylko o jego klimacie, którym zachwycano się tu wcześniej. I wciąż uważam, że jest sielankowo-harlequionowy. Chyba właśnie za to ten film jest tu tak chwalony, choć pewnie nie tylko. W filmie brutalnej prawdy, o której piszesz, jest dużo mniej niż w książce. Film nie pokazuje trudnej sytuacji, w jakiej znalazła Justyna - wręcz przeciwnie, podsuwa rozwiązanie, że zawsze można wyjść za chłopa, przepraszam schłopiałego szlachcica i oddać się, jakże lekkiej i przyjemnej pracy na wsi. I zakończenie, owszem, jest szczęśliwe, ale to tylko początek trudnego życia, którego bohaterka może nie wytrzymać i zacznie żałować swojej decyzji. Ale Orzeszkowa nie mogła tak pisać, bo jej książka jest tendencyjna i spełniała funkcje społeczne. I cały ten klimat pochodzi właśnie stąd, że wszystko przedstawione jest jako lekkie i urokliwe, choć wcale takie nie było. Na pewno tamte czasy mają swoje zalety, ale film praktycznie nie pokazał ich wad i dlatego uważam, że jest zbyt sielankowy.
A "Nad Niemnem" i tak uważam za jedną z lepszych ekranizacji lektury szkolnej. Jest w nim sporo humoru i przyjemnie się go miejscami ogląda, choć mnie dosyć znudził. Pozdrawiam.
-
"Nad Niemnem" to jedna z najwierniejszych i najlepszych ekranizacji polskiej literatury. Zadbano o niemal najmniejsze szczegóły. Aktorzy zostali dobrani tak, aby ich fizyczność zgadzała się z opisami postaci Elizy Orzeszkowej. Piękną parę stworzyli Adam Mariański (Jan Bohatyrowicz) i Katarzyna Pawlak (Justyna Orzelska). Film znakomicie oddaje klimat tamtych czasów, aż chciałoby się tam pobyć chociaż przez krótką chwilę. Widziałem go już wiele razy, ale kiedy tylko jest emitowany w telewizji nie mogę sobie odmówić tej przyjemności. Radzę jednak przeczytać także książkę. Wbrew opiniom niektórych osób wcale nie jest nudna. Kto ją przeczytał na pewno się ze mną zgodzi.